Skoro wczorajszy post sponsorowało słonko, to dziś do kompletu musi być lazur, tym bardziej, że dziś u mnie piękna zima: śnieg, mróz i słoneczne niebo. Całe szczęście, że siedzę w ciepełku i mogę gwizdać na zimno. To słońce to chyba za sprawą Kini. Tyle mi go przesłałaś, że do dzisiaj wystarcza :D
Wczoraj wreszcie udało mi się wygospodarować trochę czasu na świąteczne zakupy. Pierwsze prezenty kupione, teraz trzeba iść za ciosem i zdobyć resztę. Oprócz prezentów udało mi się kupić wymarzone foremki śnieżynki, którymi zachwyciła mnie
Monika. Do kompletu wzięłam jeszcze foremki pomyślane do produkcji goździkowych płatków, ale mnie posłużą w innym celu. Mam nadzieję, że po świętach będzie okazja, żeby zaprezentować efekty ;) Była jeszcze cała masa innych pięknych foremeczek w rozmiarach takich akurat dla moich małych aniołów, ale gdybym chciała kupić wszystkie, to na prezenty nie zostałoby już nic ;) Musiałam więc obejść się smakiem patrząc na reniferki, ptaszyny, dzwoneczki, listeczki itd. Ale za to nie oparłam się pokusie i zaopatrzyłam się w baaardzo, ale to baaaardzo ciepłą czapę, podszytą polarem. Uwielbiam miękkie i ciepłe ubrania. Zachodzę w głowę dlaczego jako dziecko nie cierpiałam nosić czapki i kiedy tylko po wyjściu z domu znikałam za zakrętem, gdzie czujny wzrok mojej troskliwej Mamy nie mógł mnie już dosięgnąć, wciskałam czapkę w kieszeń i odmrażałam sobie uszy. Nie umiem też pojąć jakim cudem wiecznie gubiłam rękawiczki, aż w końcu Mama do wszystkich podorabiała mi sznurki i do dwunastego roku życia nosiłam tylko takie. Mało tego, pewnego dnia zgubiłam tornister, innego rower. Myślę dziś, że pewnie tak byłam zajęta zabawą z koleżankami, że nie skupiałam się na takich drobiazgach jak klucze do domu czy rękawiczki. Aaa, i jeszcze byłam zapaloną ogrodniczką, sadziłam wszystko co wpadło mi w ręce. Naprawdę wszystko. Skarpetki, żeby urosły podkolanówki, połamane kredki świecowe, żeby odrosły, pieniążek od Babci, żeby urosło więcej. Oczywiście nigdy niczego nie odnalazłam, choć wydawało mi się, że pamiętam miejsca ;)
Fajne są dzieci, mają całkiem inną wizję świata i tego co ważne :) Aż mi żal, że dorosłam... A nie, jednak mi nie żal, musiałabym znowu chodzić na lekcje matmy...