Spełniłam swoje kolejne marzenie. Miała być co prawda lala nie tildowa, ale kiedy zobaczyłam ten wykrój nie mogłam się oprzeć. Wiecie co jest najlepsze? Że choć wykrój jest powielany przez wszystkie tildowe miłośniczki, to i tak każda tilda jest inna. Ma inny wyraz twarzy, inną fryzurkę, lubi inne kolory. Wcześniej brakowało mi odwagi na śmielsze łączenie materiałów, ale zachęcona zdjęciami z tildowych blogów dużo czasu spędziłam na dopracowaniu szczegółów, bo nie od dziś wiadomo, że diabeł tkwi w szczegółach właśnie. Choć miałam do dyspozycji nie tylko wykrój figurki, ale i sukienki, to ostatecznie wdzianko uszyłam według własnego projektu. Nie nie, nie dlatego, że naszła mnie taka fantazja, tylko dlatego, że... nie pomyślałam i zaszyłam miejsca przewidziane na rękawki. Tym sposobem, żeby nie pruć i nie niszczyć materiału musiałam na poczekaniu znaleźć rozwiązanie. Jak mówi mądrość ludowa: potrzeba matką wynalazku. Na ratunek przyszła szpulka bawełnianej koronki podarowanej przez Mamę. Lala dostała falbaniaste bufki i nawet nie grymasiła przy trwających całą wieczność przymiarkach. Wstążka w grochy przyszyta na dole ma ukryty w brzegach drucik, który nadaje kreacji kształt koła. Nie wiem jak Wy, ale ja w dzieciństwie uwielbiałam takie wirujące sukienki i bez końca mogłam kręcić w nich piruety.
Żeby kreacji nabrała lekkości doszyłam jeszcze tiulową koronkę, a już zupełnie na koniec zdecydowałam się na szklany guzik pod szyjką. Wahałam się długo czy nie przesadzę z tą ozdobą, ale koniec końców uznałam, że taki jasny punkt rozświetli buźkę lali.
Długo też nie mogłam znaleźć dla niej odpowiedniego imienia, aż przypomniało mi się, że przecież jakiś czas temu, przy okazji mojej pierwszej tildowej lali, wspomogłyście mnie swoimi pomysłami, a ponieważ lala ma wrzosową sukieneczkę i wstążki, to zgodnie z propozycją Qry Domowej nazwałam ją Lila.
Lilka kosztowała mnie mnóstwo pracy, łamania głowy i pokłutych palców, ale jestem zadowolona z końcowego efektu. Wydaje mi się, że to moja najładniejsza lalka, a uszyłam ich już, hoho, całe trzy sztuki :D Jednak rodzina tildowych panieneczek niebawem znowu się powiększy, bo kolejny wykrój tildowego ciałka już czeka na szycie, więc pewnie za tydzień lub dwa, w zależności od natężenia popołudniowych lekcji, pochwalę się nowymi zdjęciami.