środa, 19 grudnia 2012

Anioł luzak

  Oj, ale mi dzisiejszej nocy dała popalić studencka brać mieszkająca nade mną... Ja to jeszcze mały pikuś, nauczona doświadczeniem zawsze w pogotowiu mam stopery do uszu, ale serdecznie współczuję sąsiadom z małymi dziećmi, noc mieli na pewno nieprzespaną. Nie wiem, może jestem mało wyrozumiała, ale młodość, nie młodość, student, nie student - trzeba mieć trochę szacunku dla innych. W końcu sama nie tak znowu dawno byłam studentką, ale na pomysł zabawy w berka na klatce schodowej o 1.00 w nocy  nawet wtedy bym nie wpadła ;) Albo może ja za mało twórcza byłam? ;) Są miejsca specjalnego przeznaczenia jak studenckie kluby, puby, dyskoteki, można tam rozdzierać gardło na cały regulator bez szkody dla innych i dla siebie samego, bo wczorajszej nocy niejednemu sąsiadowi puściły nerwy i studenciaki musiały się trochę nasłuchać, co przecież wcale przyjemne nie jest, mimo że koniec końców spłynęły po nich te prośby i groźby jak woda po kaczce.
  Ale ponieważ ja miałam wyżej wspomniane stopery, to mimo niedogodności jestem dziś uśmiechnięta i wyluzowana niczym ten tu aniołek. I nie dam się sprowokować pyskatej młodzieży ;P



poniedziałek, 17 grudnia 2012

Święta tuż tuż!

  Jeszcze kilka dni i święta, a ja nadal jestem w proszku. Co prawda część prezentów jest już gotowa i czeka na pakowanie, ale to ta mniejsza część. Nadal brakuje mi pomysłów i czasu na pozostałe. Poza tym świąteczne porządki też wciąż przede mną. Jedyne co jest gotowe, to choinka, na której... nie ma ani jednego mojego aniołka. Szewc bez butów chodzi ;) Ale za to będą sobie moje maluchy dyndać w innych domkach, a moje oko cieszą gwiazdki i dzwoneczki od Turkisy :)
   Ale w sumie tak naprawdę piszę, bo może poradzicie mi jakie ciasto upiec na święta? W planie mam sernik londyński i jakieś małe ciasteczka cynamonowe albo coś w ten deseń, ale potrzebowałabym jeszcze jednego zjawiskowego, a jednak nieskomplikowanego pomysłu na świąteczny wypiek. Pomożecie? ;)

piątek, 14 grudnia 2012

Jak Kot ze Shreka

  No powiedzcie same czy umiałybyście odmówić prośbie popartej takim spojrzeniem? ;) Muszę postawić tego janiołka przy lustrze i ćwiczyć, ćwiczyć!



czwartek, 13 grudnia 2012

Lazur

   Skoro wczorajszy post sponsorowało słonko, to dziś do kompletu musi być lazur, tym bardziej, że dziś u mnie piękna zima: śnieg, mróz i słoneczne niebo. Całe szczęście, że siedzę w ciepełku i mogę gwizdać na zimno. To słońce to chyba za sprawą Kini. Tyle mi go przesłałaś, że do dzisiaj wystarcza :D
  Wczoraj wreszcie udało mi się wygospodarować trochę czasu na świąteczne zakupy. Pierwsze prezenty kupione, teraz trzeba iść za ciosem i zdobyć resztę. Oprócz prezentów udało mi się kupić wymarzone foremki śnieżynki, którymi zachwyciła mnie Monika. Do kompletu wzięłam jeszcze foremki pomyślane do produkcji goździkowych płatków, ale mnie posłużą w innym celu. Mam nadzieję, że po świętach  będzie okazja, żeby zaprezentować efekty ;) Była jeszcze cała masa innych pięknych foremeczek w rozmiarach takich akurat dla moich małych aniołów, ale gdybym chciała kupić wszystkie, to na prezenty nie zostałoby już nic ;) Musiałam więc obejść się smakiem patrząc na reniferki, ptaszyny, dzwoneczki, listeczki itd. Ale za to nie oparłam się pokusie i zaopatrzyłam się w baaardzo, ale to baaaardzo ciepłą czapę, podszytą polarem. Uwielbiam miękkie i ciepłe ubrania. Zachodzę w głowę dlaczego jako dziecko nie cierpiałam nosić czapki i kiedy tylko po wyjściu z domu znikałam za zakrętem, gdzie czujny wzrok mojej troskliwej Mamy nie mógł mnie już dosięgnąć, wciskałam czapkę w kieszeń i odmrażałam sobie uszy. Nie umiem też pojąć jakim cudem wiecznie gubiłam rękawiczki, aż w końcu Mama do wszystkich podorabiała mi sznurki i do dwunastego roku życia nosiłam tylko takie. Mało tego, pewnego dnia zgubiłam tornister, innego  rower.  Myślę dziś, że pewnie tak byłam zajęta zabawą z koleżankami, że nie skupiałam się na takich drobiazgach jak klucze do domu czy rękawiczki. Aaa, i jeszcze byłam zapaloną ogrodniczką, sadziłam wszystko co wpadło mi  w ręce. Naprawdę wszystko. Skarpetki, żeby urosły podkolanówki, połamane kredki świecowe, żeby odrosły, pieniążek od Babci, żeby urosło więcej. Oczywiście nigdy niczego nie odnalazłam, choć wydawało mi się, że pamiętam miejsca ;) 
Fajne są dzieci, mają całkiem inną wizję świata i tego co ważne :) Aż mi żal, że dorosłam... A nie, jednak mi nie żal, musiałabym znowu chodzić na lekcje matmy...
     


środa, 12 grudnia 2012

Słoneczny anioł na pochmurny dzień

   Wczorajsze popołudnie nie należało do tych z grupy ubaw po pachy, dlatego dziś potrzebuję  słonecznej energii. Za oknem raczej pochmurno, ratuję się więc jak mogę, a właściwie ratuje mnie mój mały żółciutki koleżka. Co na niego spojrzę, to robi mi się cieplej :)
  Mam za sobą ekstrakcję ósemki i nadal jestem troszeczkę obolała. Poza tym marzy mi się ciepła herbata z cynamonem, goździkami, miodem i plasterkiem pomarańczy, ale na razie mój repertuar napitków ogranicza się do wody mineralnej i zimnej herbaty ;) Może jutro...    
   Pracy z masą solną mam mnóstwo, bo wpadło mi kolejne zamówienie, a ciągle jeszcze kończę poprzednie. Wczorajszy wieczór wypadł mi z solnego grafiku, bo zgnębiona pulsującym bólem paszczęki zdołałam pomalować tylko kilka par anielskich skrzydełek. Poza tym wypada wreszcie zająć się poszukiwaniem prezentów, bo na razie mam tylko trochę słodyczy... Przymierzam się dziś do nalotu na TK Maxx. Może uda mi się znaleźć coś ciekawego :) A jak Wasze świąteczne przygotowania? Prezenty już spakowane i przewiązane wstążką? :)
     

 


wtorek, 11 grudnia 2012

Cherubinek z muchą

     Jestem zbyt niewyspana żeby napisać cokolwiek, dlatego dziś przemówią tylko zdjęcia :)
Buziaki i miłego dnia!



poniedziałek, 10 grudnia 2012

W pojedynkę

  Pierwsza partia nowych solniaków z kolekcji grudzień 2012 jest już spakowana i dziś rusza w świat. Po tygodniowym ślęczeniu przy biurku z pędzlem w dłoni kręgosłup mam pogięty niczym ruski paragraf, ręce obolałe powyżej łokcia, a i mój okulista może się spodziewać rychłego zarobku. Ale nie ma co jęczeć, najważniejsze, że wyrobiłam się dwa dni przed czasem! Jeszcze dziś rano zrobiłam ponad trzysta zdjęć (przynajmniej z sześć zdjęć na sztukę, tak dla pewności ;), żeby uwiecznić cały komplet, bo tylko to mi po nich zostanie. Od niedawna mam nowy aparat, więc mam nadzieję, że od teraz zdjęcia na blogu będą się lepiej prezentować. Niestety - jak mówi nasze przysłowie - gdy się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy - i tak oto dzisiejszego zimowego poranka dwa aniołeczki straciły skrzydełka. Za szybko chciałam się uwinąć z tymi zdjęciami. Jednak nie ma tego złego - naprawię je sobie i w tym roku na mojej choince też zawisną anieli :)
    Ale ja tu gadu gadu, a anielska modelka coraz usilniej domaga się mojej atencji... Zatem ustępuję jej pola :)



I jeszcze w innym świetle ;)

środa, 5 grudnia 2012

Sezon aniołkowy uważam za otwarty!

    Od kilku dni u mnie na tapecie, a raczej na gazetce reklamowej jednego z marketów budowlanych ;) "małosolne" aniołki. Dawno nie miałam do czynienia z solniakami. Musiałam przypomnieć sobie jaka konsystencja ciasta jest najlepsza, jak lepić fryzurki itd. Od niedzieli całe dnie lepię, suszę i maluję. Robota przyjemna, ale kręgosłup boli i oczy trochę gorzej widzą ;) Pewnie stąd to nieostre zdjęcie pstrykane o 1.00 w nocy;) A wczoraj wydawało się takie wyraźne :D

    Minie jeszcze kilka dni zanim aniołki będą skończone. Jak wiadomo najwięcej czasu pochłania schnięcie. Nie ma szans na przeskoczenie któregoś z etapów. Nie pomaluję skrzydeł zanim nie wyschnie przód sukienki, nie pomaluję tyłu zanim nie wyschnie przód. Mam więc zapewnioną rozrywkę przynajmniej do  końca tygodnia, jeśli nie lepiej :)
     Lepienie aniołów to jeden z moich sposobów na oderwanie myśli od codzienności. Ostatnio dręczy mnie pytanie jeszcze z czasów licealnych lekcji polskiego i lektury "Granicy" albo czegoś w ten deseń ;) Jesteśmy tacy jak sami siebie postrzegamy czy jak widzą nas inni? No i dalej, czy być sobą i postępować zgodnie z własnym sumieniem, nie bacząc na ciosy zadawane w zamian, bo wiadomo, że dobrego  (w obecnych czasach dobrego = słabego) łatwiej lać czy może robić tak jak inni, czyli ćwiczyć asertywność, żeby nie dać się zadziobać na "ament", jak mówiłam w dzieciństwie. Przy tej drugiej opcji czuję się zmanipulowana, bo pozwalam kształtować swoje zachowanie ludziom, których ani nie podziwiam, ani nawet nie lubię, tylko po to, żeby się bronić przed ich atakiem, natomiast przy pierwszej, tzn. zachowując wszystkie wyniesione z domu zasady życia społecznego jak nadstawianie drugiego policzka i bieg galopem na pomoc każdemu kto zawoła, jestem z kolei sfrustrowana, bo koniec końców mało kto tę pomoc doceni i zamiast wdzięczności zbieram cięgi od wszystkich w myśl zasady: jak masz miękkie serce, to musisz mieć twardą ... pupę. Takie to myśli nawiedzają mnie przy malowaniu tęczowych aniołów :) 
    A wracając do masy solnej, to pewnie od następnego tygodnia po kolei zacznę Wam przedstawiać wszystkich bohaterów dzisiejszego zamazanego zdjęcia :) Trzymajcie się ciepło!

Pomocy...

Dziewczyny, ratunku!!! Blogger informuje mnie, że nie mogę już dodawać zdjęć, bo mam zajętą całą przestrzeń zdjęciową. Co robić??