czwartek, 6 października 2011

Ślimak Guliwer

     Zgodnie z wczorajszym postanowieniem wieczorem zabrałam się za szycie. Oczywiście nie obyło się bez przygód. Tak zaaferowałam się, żeby wszystko uszyć prosto, że w ślimakowym tułowiu nie zostawiłam otworu na upchnięcie wypełnienia, więc jak już wszystko zszyłam, to następnie trzeba mi było poślęczeć nad pruciem. Takie początków uroki :)
    O wiele łatwiej łączy mi się duże elementy (piszę to a propos małego wrzosowego ślimaczka), ale potem to wykańczanie ręczne... No samemu można się wykończyć :D Dużo wody upłynie zanim nauczę się ładnie ukrywać ścieg, choć jak na nowicjuszkę w tej dziedzinie i tak osiągnęłam niezły efekt. "Chiba" - jak mówi pewna mała Lenusia. A zatem, tadaaaa! powitajcie na świecie Guliwera:




   

Imię jakoś samo przyszło mi na myśl, kiedy robiłam rodzinne zdjęcie :o) Zresztą popatrzcie:

                                      
    
     Na dziś planów robótkowych nie mam, choć bladym świtem dostałam zamówienie na konia.
- "Konia uszyć nie umiem, mogę zrobić renifera".
- "O renifer! To ja chcę renifera!"
No i się zobowiązałam, więc już nie ma zmiłuj, będę musiała się nauczyć szyć renifera :) Tymczasem muszę znaleźć odpowiednią tkaninę, żeby móc spełnić życzenie i poćwiczyć trochę na prostszych zabawkach, zanim podejmę to wyzwanie. Szyć, szyć, szyć!  - "lubię te robotę", jak mawiał Marian Koniuszko.
A pomiędzy wprawkami z szycia mam zamiar spróbować znowu czegoś zupełnie dla mnie nowego, ale to opowiem szczegółowo, jeśli uda mi się wcielić plan w życie. No i od lat nie wiem ilu nie haftowałam... Trzeba by i do tego wrócić któregoś dnia... Tyle rzeczy do zrobienia, tyle wykrojów, tyle wzorów :) To dopiero emocje! Hehe!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz