sobota, 1 października 2011

Kupą mości panowie!

     Po dniu pełnym wrażeń dotarłam do domu rodzinnego. Rano na szybko zrobiłam zdjęcie nowym, już pomalowanym, ale jeszcze nie zupełnie skończonym misiaczkom, a potem razem z Siostrą wzięłyśmy się za zmienianie koła, bo nie wiem czy wspominałam, ale w ubiegłym tygodniu salwując się ucieczką na pas zieleni oddzielający jezdnię od torów tramwajowych zawodowo skrzywiłam felgę i uszkodziłam oponę (a to tylko dlatego, że jakiś pacan przede mną nie wiedział do czego służy kierunkowskaz i nagle zamarzył o skręcie w lewo nie uprzedziwszy nikogo o swoim durnowatym pomyśle). 
     Wracając do koła nijak nie dało się go odkręcić, a nasze zacięcie poskutkowało tylko tym, że obie usmarowałyśmy się czarną mazią z kół, a ja na dodatek obiłam sobie kciuka. W obliczu strat musiałyśmy dać za wygraną i pojechałyśmy do wulkanizacji. Okazało się, że oponę można zalepić, a felgę wyprostować. Do tego zafasowałam jeszcze zaczep do kołpaka, bo mój własny gdzieś mi był zniknął. Ażeby umilić sobie czas oczekiwania skierowałyśmy nasze kroki ku Pasażowi Grunwaldzkiemu. Tam na dłuższą chwilę przepadłyśmy w Empiku (kolejne filcowe arkusiki do ćwiczeń maszynowych spoczywają w walizce) i już trzeba było wracać po odbiór zreperowanego kółka. Jednakowoż tak nas ta godzinna przechadzka po sklepach rozochociła, że postanowiłyśmy wrócić i tu, ku naszemu zdziwieniu, ale tez ku uciesze przeogromnej okazało się, że z niewiadomych przyczyn w niektórych sklepach nadal trwają wyprzedaże!! Grzech było nie brać ;), tak więc mam śliczną  seledynowo-morską bluzeczkę z H&M za 10 zł. Naprawdę za 10. W ogóle całe wieszaki są zawalone ubraniami w takich cenach. Poza tym do domu wróciłam jeszcze ze śliczną spinką do włosów i PRZEPIĘKNYM pierścieniem, który sprezentowała mi Sister. Zaparła się, że ona kupuje i już i siły na nią nie było. Dzięki Siostrzyczko :*
     Potem jeszcze wpadłyśmy ograbić mój ulubiony Promod. Tu aż tak tanio nie było, ale i tak taniej o połowę niż normalnie, więc skusiłyśmy się na ozdóbki naszyjne, a ja jeszcze wypatrzyłam szaliczek w kolorze fuksji i też się nie umiałam powstrzymać. O zakupach Siostry nie będę tu opowiadać, ale były równie udane. Potem wróciłyśmy do domu (mojego), a po szybkim obiadku porozjeżdżałyśmy się kolejno Siostra do siebie, a ja do  Rodzicieli. Moja podróż trwała 2 godziny, bo to ponad 120 km ode mnie, a przez sam Wrocław ciągnęłam się z 40 minut. Dotarłam już w ciemnościach egipskich, ale jechało się przyjemnie. Jakoś lubię tę trasę, nie wiem czy to kwestia drogi samej w sobie czy też celu, do którego prowadzi hehe.
   A poniżej misiowa gromadka czeka na pakowanie do pudełka i porcję werniksu.

10 komentarzy:

  1. Miś cwaniak jest cudny, ale go tu nie widać. Poproszę o jego zdjęcie- specjalnie dla mnie. Jak się da:) oczywiście

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak to mówią: "w kupie siła!" ;o)

    OdpowiedzUsuń
  3. Miś cwaniak już wstawiony :)

    A jak mówił mój nauczyciel historii, kiedyśmy się tłoczyli całą 25-osobową klasą w 5 ławkach przed klasówką: " W kupie raźniej, co?"

    OdpowiedzUsuń
  4. Już? Dopiero! Wszak to niedziela koniec weekendu a jutro do pracy - trzeba wytrzeźwieć ;o)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hehehe, musiałam dwa razy czytać, ale załapałam :) Dowcpiniś z Ciebie Aga :)

    OdpowiedzUsuń
  6. A tak jakoś mi się wypsnęło zupełnie niechcący ;o)

    OdpowiedzUsuń