Mam tyle do opowiadania, ale w tym tygodniu cierpię na permanentny deficyt czasu. Jednak wczoraj obiecałam Trill, że dziś podam przepis na nalewkę z dzikiej róży, którą zrobiliśmy, ale to za chwilkę, bo najpierw chcę Wam pokazać jaki śliczny prezent podarowała mi Turkisi. Raz tylko szepnęłam na jej blogu, że bardzo, ale to bardzo podobają mi się jej sakieweczki i proszę, mówisz, masz. Do tego jeszcze piękna szydełkowo-lniana karteczka z życzeniami. Zresztą co ja będę opisywać, zobaczcie sami/same jakie śliczne:
Dziękuję Ci Agniesiu bardzo. Zrobiłaś mi ogromną i niespodziankę i umiliłaś koszmarny dzień, który nie przystopował w swojej okropności nawet w nocy i trwał aż do dzisiejszego popołudnia. Nie podaję szczegółów, żeby się znowu nie denerwować, zresztą już znowu wszystko jest jak należy, więc nie ma się co przejmować.
A ponieważ dawno nic nowego nie pokazywałam, to jeszcze jedno zdjęcia z serduszkiem, które zaraz po sesji upodobało sobie miejsce przy lustrze w moim przedpokoju. Za każdym razem kiedy mój wzrok pada na napis "home sweet home" stwierdzam, że to najprawdziwsza prawda, nie ma jak w domu...
Jakoś dziś nie mam ani polotu, ani nastroju do pisania. Dzień był koszmarny, dobrze, że już się kończy, więc podaję jeszcze tylko obiecany przepis i oddam się bezmyślnemu wgapianiu w telewizor, bo na nic innego mnie dziś nie stać.
Nalewka na owocach z dzikiej róży
1/2 kg owoców dzikiej róży
1/2 litra białego wytrawnego wina
1/2 litra spirytusu
1/2 litra wody
1/2 kg cukru
Dojrzałe, miękkie owoce dzikiej róży włożyć do gorącego syropu z wody i cukru i po ostudzeniu przelać do słoja, dodać wino i spirytus, szczelnie zamknąć i odstawić na dwa tygodnie w ciepłe, słoneczne miejsce. Przefiltrować, rozlać do butelek, odstawić na pół do wyklarowania w chłodne, ciemne miejsce.
Niestety Trilluś nie umiem powiedzieć czy nalewka z tego przepisu jest smaczna, bo pierwszy raz zajęliśmy się produkcją własnych trunków.
Aha, jeszcze chciałam spytać czy podobają Wam się moje nowe osłonki do kwiatów, które są nieoczekiwanym owocem mojej wyprawy po żarówki do Praktikera :D Jakie tam mają cuda... Widziałam jeszcze dwie przepiękne latarnie, ale ich cena mnie zmroziła. Może następnym razem ....
No nic, dobranoc, idę spać z nadzieją, że jutrzejszy dzień będzie z serii tych bardziej udanych.
jutro będzie lepiej. Cudne sakiewki, jesteś szczęściarą :)
OdpowiedzUsuńSerduszko też fajne, choć na początku byłam święcie przekonana, że "home" napisane jest przez "ch" xDD
To te osłonki na kwiaty są kupne? Wyglądają jak ręczne... śliczne są!
Turkisa robi śliczne drobiazgi...Ach Ty szczęściaro!Osłonki są przesłodkie.Serducho prawdę mówi ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci kochana za przepis.Moja róża nie jest jeszcze taka miękka.A czy ją "drylować " trzeba?No ja gapa jestem....mnie trzeba dokładnie :)
Pijana wiatrem, prawdę mówiąc mnie też zajęło chwilę rozszyfrowanie napisu na projekcie Tone Finnanger.
OdpowiedzUsuńTrill, w przepisie stoi, żeby wyjąć pestki i włoski, ale nam się nie udało, bo cały miąższ się wtedy rozpaćkuje, więc użyliśmy całych owoców.
Są dwie szkoły jak "zmiękczyć" różę, jedna uczy, że owoce trzeba zamrozić, a druga, żeby zostawić je na kilka dni obok kaloryfera.
Oj bo się zarumieniłam ;o)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie zauważyłaś poślizgu w czasie ;o)
ps. Niniejszym chciałam Cię prosić tu i teraz o wyjaśnienie mi pewnej kwestii. Dlaczego ciągle gdy oglądam prognozy pogody pani/pan pogodynka zawsze mówi, że najzimniej w Suwałkach - najcieplej we Wrocławiu! Dziś aż 17C a u nas tylko 8! Gdzie tu sprawiedliwość ;o)
Nie pozostaje nic innego jak przyjechać do Wrocławia :D
OdpowiedzUsuńPS. Wczoraj też było 17 stopni, strasznie się zgrzałam na zakupach ;)
Albo do Wielunia ;) Karolinko my blisko dość mieszkamy ;)
OdpowiedzUsuńNo to ja będę mrozić :)
Turkisiowy prezent jest przepiękny!Osłonki kwiatuszkowe bardzo ładne:)
OdpowiedzUsuńOsłonki cudne!!! No i prezenty od Turkisy fajne :) Ja też mam szczęście posiadać kilka jej rzeczy bo wygrałam u niej Candy :D Miłego dnia życzę :)
OdpowiedzUsuńFajne te osłonki:)
OdpowiedzUsuńJednym słowem, zakupy udane :)
OdpowiedzUsuńTrilli, ja nawet raz kiedyś byłam w Wieluniu, ale tylko zawodowo niestety :/
Turkisiu, poślizg był świetny, bo jedne życzenia dostałam 2 dni wcześniej, od Ciebie trochę później, więc świętowałam cały tydzień. Takich urodzin jak moje, to nawet na królewskich dworach nie mają :D