wtorek, 6 września 2011

Czerwone trzewiczki

     Popatrzyłam na czerwono obutego Anioła i wzięło mnie na wspominki. Z tego co wiem, to oznaka, że nadgryza mnie ząb czasu :) 
     Czy czytaliście kiedyś baśń Andersena pt. "Czerwone trzewiczki"? Ja w dzieciństwie regularnie katowałam trzy książki: stary zbiór baśni wyżej wspomnianego mości Andersena, "Dzieci z Bullerbyn" i obie części "Karolci". Później asortyment poszerzył się jeszcze o "Braci Lwie Serce"- nota bene moją pierwszą nagrodę za czytelnictwo. W międzyczasie upadały ustroje, dzieliły się państwa, a ja niezmiennie wracałam do tych książek :D
     Andersena i "Dzieci z Bullerbyn" odziedziczyłam po Siostrze, ale  zwłaszcza dla książki Astrid Lindgren do tego stopnia nie miałam litości, że któregoś dnia po prostu się rozsypała, każda kartka osobno. I jak tu czytać? Do dziś pamiętam mój żal, a potem radość, kiedy dostałam od Taty nowe wydanie - piękne białe kartki pachnące nowością. I do dziś pamiętam też, jak skulona w fotelu zaszyłam się na całe sobotnie popołudnie z ukochaną książeczką. A teraz, po ponad ćwierć wieku (oj, bardzo poważnie to zabrzmiało - na usprawiedliwienie dodam, że czytałam dużo wcześniej niż nakazuje norma, ale to wina Rodziców nauczycieli) nadal mogę cytować z pamięci: "Mam na imię Lisa i mam 7 lat..."





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz