Koszmarnie dziś zaspałam. Na szczęście należę do tych farciarzy, którzy mają pracę blisko domu, więc tylko szybko wciągnęłam na grzbiet moje ulubione reniferki i pognałam jak wiatr. Efekt był taki, że zdążyłam przed czasem :)
Natomiast wczorajszy wieczór spędziłam w towarzystwie Laobeth. Wybrałyśmy się do "Pożegnania z Afryką" na kawkę i coś do kawki (tak tak, dieta już skończona ;). Jako dodatek do aromatyzowanej wiśniami kawy wybrałyśmy szarlotkę - jabłka pyszne, tylko od krojenia ciasta widelcem zrobiło nam się po sześć palców, takie było oporne. Ostatecznie się poddałam, bo nie chciałam nadwyrężyć także żuchwy. Mimo wszystko polecam - kawka pyszna, herbatka również, tylko mistrzami cukiernictwa nie są.
Przy tych smakołykach zagadałyśmy się tak, że nie wiadomo kiedy nadeszła noc i trzeba było zmykać do domu, ale koniecznie trzeba to któregoś dnia powtórzyć. A dziś fryzjer i nowa grzywka. Mam nadzieję, że wrocławskie korki nie zastopują mojego pędu po urodę ;P
Zapodziałam gdzieś zdjęcia ostatnich aniołków, ale w zamian odkryłam zrobione niegdyś serduszka country ;)
Przy okazji zdjęciowego remanentu przejrzałam wspomnienia ze spacerów i z wakacji. Na pierwszy rzut poszedł brzozowy lasek w sąsiedztwie mojego rodzinnego domu. Oj jak mi serce załkało z żalu za soczystą zielenią listowia, błękitem nieba i słonecznym blaskiem....
A już żeby się kompletnie dobić dotarłam do zdjęć laguny Balos na Krecie. Ani przedtem ani potem nie byłam w piękniejszym miejscu... Chciałaby dusza do raju... Jednak nie ma się co roztkliwiać, trzeba się cieszyć tym co jest i brać przykład z Synka Laobeth, który widząc szarugę i strugi deszczu za oknem z zapałem zakrzyknął: "Jaki piękny dzień Mamo!" I tego się trzymam - pięknie jest ;)
PS. Laobeth, miałaś rację co do tej kawy: http://pl.wikipedia.org/wiki/Kopi_luwak
Po stokroć FEEEE!!
hahaha, no rozwaliłaś mnie :D 'piękny dzień mamo' właśnie demoluje swój pokój jakimś samochodzikiem. Olewam, udaję, że nie słyszę i że on śpi :P
OdpowiedzUsuńTy widzę wszystko w jednym blogu, ja mam na dwa rozrzucone moje pisanie :)
ściskam
O, to dawaj mi zaraz adres :)
OdpowiedzUsuńci dawałam kiedyś, jak była opowieść o Twoim paszporcie, to ja mówiłam o paszporcie Małża w Rumunii :D ale prosz:
OdpowiedzUsuńhttp://i-gatto.blog.onet.pl/
coś mi sie nie chce zaktualizować dzisiejszy wpis. Wkurza mnie ten blog.. czas się przenieść chyba :P
Ahhh, faktycznie, ale to było na początku mojego blogowania i mi się pomachlaczyły osoby :)
OdpowiedzUsuńPrzypomniałaś mi jak to za mną chodzi od jakiegoś czasu szarlotka na gorąca z lodami polana czekoladą mmmmm:)pychotka. Serduszka zwiastują klimat walentynkowy,a ja też chcę już wiosnę!!!chociaż w sumie jakby tak spojrzeć za okno to prawie wygląda jak wiosna.
OdpowiedzUsuńW wolnej chwili zapraszam do mnie na rozdawajkę :)
ha! no widzisz! wiedziałam, że coś śmierdzi ta kawa! :D
OdpowiedzUsuńA Ty śpiochu! ;o)
OdpowiedzUsuńSerca rewelacyjne! chyba też zacznę myśleć o Walentynkach ;o)
A te widoczki...ech
Nieee! No dlaczego ja zawsze się spóźniam? Zrobiłam serduszka, pomalowałam na czerwono, zaczęłam białe wzory, zadowolona, że nikt jeszcze takich nie pokazał :( Ale mam pecha! I tak Ci nie dorównam: jesteś w tym mistrzynią.
OdpowiedzUsuńCo do wiosny... U nas bez pąki wypuszcza :(
pychotka kawka i szarlotka. a ja dzis z moimi brzdacami prawdziwe wafelki wypieklismy i napchalismy lodow do srodka ile sie dalo. taki jasny promyczek tego zimnego dnia :P pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPesymistko, dzięki za zaproszenie, oczywiście jutro wpadnę z wizytą i zapisuję się na Twoje cukierki :)
OdpowiedzUsuńLaobeth, "śmierdzi" to bardzo dobre słowo ;)
Turkisiu, heh, no popatrz, przypadkiem mi wyszło, w ogóle nie pokojarzyłam tych serduszek z Walentym :)
Darakw, żadne zmartwienie,Twoje na pewno są inne, niepowtarzalne i śliczne:)PS. Uśmiałam się z tej mistrzyni hehehe, jeszcze rechoczę :D
Beatko, a mnie leń złapał i nie puszcza, więc na razie muszę zadowolić się jedynie kawiarnianą szarlotką...
Serducha śliczne!Ja też mam ulubione miejsca, do których chciałabym wrócić, ale to nie takie łatwe!
OdpowiedzUsuńDanielo, niestety, ale... nadal mam niewykorzystanych 11 dni urlopu z ubiegłego roku i zaproszenie od przyjaciółki mieszkającej w Madrycie :D
OdpowiedzUsuńPiękne serducha i piękne Balos, też mam wspomnienia z tego miejsca :) Szarlotkę dobrą też bym zjadła. No po prostu znalazłam tu same słodkości :)
OdpowiedzUsuń