środa, 11 stycznia 2012

Nieśmiały różany

     "Nadejszła wiekopomna chwila", a mianowicie zebrałam się w sobie i ogarnęłam dom po świętach. Wiem,  wiem, to już prawie dwa tygodnie, ale ostatnimi czasy mało bywam u siebie, a weekendu spędzonego w domowym zaciszu już nie pamiętam. Dopiero wczoraj szalone tempo ubiegłych tygodni nieco osłabło i mogłam się wziąć do roboty. Choćby się waliło i paliło ten weekend muszę spędzić w domu - w przeciwnym razie pęknę z wielkim hukiem i całe wczorajsze sprzątanie na nic ;) Nie chcę nigdzie jechać, natomiast bardzo, ale to bardzo chcę umyć okno w kuchni i lodówkę, zamontować wieszak w przedpokoju, zrobić spokojnie zakupy, a nie gnając na przełaj, bo wiecznie nie ma na to czasu, upiec chleb i może nawet ugotować coś smakowitego.  W tym tygodniu  zdecydowanie wolę gościć niż być goszczoną. Takie mam nieskomplikowane marzenia ;) I chcę iść do operetki na "Operę Smoczą". Résumé i muzyka z zajawki na stronie Capitolu zaintrygowały mnie do głębi, więc nie ma bata, muszę to zobaczyć, choćbym miała iść w pojedynkę ;) 
     Poza tym bez rewelacji. Robótki nadal leżą odłogiem, z tym że pochowałam wszelkie narzędzia do masy solnej, a na stole czekają tildowe książki z wykrojami. No i marzy mi się ten cieplutki komin, krzyżykowy bieżnik na komodę, podusie na francuską modłę... Powoli dopada mnie obawa, że coś dużo tych pomysłów i skończy się na tym, że zmęczy mnie już sam etap snucia planów :D Naprawdę czas zabrać się do pracy...
     Tymczasem kolejny anioł, perłowo-złoty, lekuchno zaróżowiony:


   I jeszcze zagadka. Wiecie dlaczego tak trudno dostrzec anioły? Bo najbardziej lubią pomagać z ukrycia, a przy tym do perfekcji opanowały sztukę kamuflażu. Prawie jak ja na zajęciach z tłumaczenia ustnego i mówienia* (<--taki przedmiot miałam na studiach:). Zresztą  same popatrzcie: 


* Na tłumaczeniu siadałam między szafą i wieszakiem. Bardzo rzadko prowadzący zajęcia Belg Xavier orientował się, że ktoś ukrył się za hałdą kurtek;
Na mówieniu zwyczajnie "się wścianiałam", jak określiła to moja przyjaciółka ze szkolnej ławy, bo zupełnie przypadkowo kolor mojej bluzy zlewał się w jedno z tłem ściany. I też działało. Hiszpan Jorge miał nie lada problem, żeby mnie z tej ściany wyłuskać do odpowiedzi...

21 komentarzy:

  1. I może jeszcze tą pyszną drożdżówkę byś upiekła...;o)

    OdpowiedzUsuń
  2. Och Ty czorcie rogaty! Ja o diecie, a Ty z drożdżową babą na mnie? :D Myślałam raczej o tym tutaj serniczku http://mojewypieki.blox.pl/2010/07/Sernik-z-toblerone-na-zimno.html

    Uwielbiam go po prostu, tylko toblerone zastępuję twixami...

    OdpowiedzUsuń
  3. Mamuniu! Jak on pysznie wygląda! I kto tu jest czort rogaty? Drożdżówka jest skromna przy tej bombie kalorycznej! ech...przepis zapisuję i wykorzystam. Mniam!

    OdpowiedzUsuń
  4. A chcesz przepis na moje ulubione ciasto karmelowe z ogromną ilością kalorii? ;o)

    OdpowiedzUsuń
  5. takie dyskusje a ja na diecie :D dziś słodka kawka, nie ma co :D
    Aniołek pyszczek ma fajny, ale.. różu nie lubię. więc jego kieca mi nie pasuje za bardzo kolorystycznie :>

    OdpowiedzUsuń
  6. Laobeth my wszystkie tu właśnie na diecie jesteśmy ;o))

    OdpowiedzUsuń
  7. no właśnie widzę/czytam :D
    ja pochłonęłam dziecka chrupki z cynamonem przez Was :P

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj tam! Życie jest za krótkie żeby odmawiać sobie takiej przyjemności jak chrupki z cynamonem! ;o))

    OdpowiedzUsuń
  9. Karolciu Chcesz czy nie i tak posłałam Ci przepis na maila ;o)

    OdpowiedzUsuń
  10. hm...masa solna i wszystkie cuda, ktore z niej mozna zrobic! opowiem taka anegdotke. Kiedys przywiozlam z Polski prezenciki dla moich kolezanek wenezuelskich, wlasnie takie cudaczki zrobione z masy solnej i byly miedzy innymi takze aniolki. Okazalo sie, ze skoro w Caracas wilgotnosc jest bliska 100 procent, moje prezenty mokly i flaczaly, tylko jedna z kolezanek wpadla na pomysl wsadzania aniolka do lodowki i wyciagala go od czasu do czasu by zachwycic nim, przy specjalnych okazjach, gosci. pozdrawiam serdecznie i niech Twoj weekend bedzie taki jai sobie wymarzylas!

    OdpowiedzUsuń
  11. To nic, że nieśmiały, ale śliczny!

    OdpowiedzUsuń
  12. Nieśmiałość nieśmiałością, róż jest ekstra ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Aguś, dzięki za przepis To teraz osiołkowi w żłoby dano :) Będę chyba musiała zrobić oba ciasta, jako że jestem na diecie :D
    Laobeth, kawka koniecznie bez cukru, ale ciastka nie odmówię, chyba, że zdążę przedtem zjeść jakiś obiadek...

    OdpowiedzUsuń
  14. Grażynko, pewnie duże te solniaczki były? Bo moje maluchy jakieś są odporne na wilgoć na razie...Ale pieczołowitość Twojej koleżanki godna podziwu :D

    Laobeth, PS. A ja lubię róż :P

    Danielo, dziękuję, uściski :)

    Shonali, heh, popieram :)

    OdpowiedzUsuń
  15. amanoo - ja właśnie się zabieram za chwilę za robienie jakiegoś żarełka, żeby potem TYLKO kawkę wypić :D

    OdpowiedzUsuń
  16. Dieta dietą, a do mnie wpadają jutro koleżanki i muszę wyczarować jakąś bombę kaloryczną, może podkradnę któryś z Waszych pomysłów, a aniołek boski, rozmiar sie nie liczy

    OdpowiedzUsuń
  17. NAŚMIAŁAM SIE Z TEGO TWOJEGO KAMUFLAŻU:)))POZDRAWIAM

    OdpowiedzUsuń
  18. No to Ty po prostu prawdziwy ANIOŁ Jesteś...czułam to,kurcze....czułam...
    A różowa anielica jest taka słodka :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Laobeth, i co, z letka nie wyszła nam tam bezcukrowa dieta...

    Duduśq, to brzmi prawie jak "sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie1" I ubawiłaś mnie z tym rozmiarem :)

    Qrko, w sprawie śmiechu zawsze do usług :)

    Trilluś, ba! ;P Anielica ze mnie jak malowanie :D

    OdpowiedzUsuń
  20. amanoo - tylko 0,1 na plusie :D dzięki za wczoraj :*

    OdpowiedzUsuń