Oto kolejny słonik w cieplutkich kolorach, słodki jak marokańska klementynka. Kiedyś, jeszcze na studiach, poznałam pewnego Mohameda, doktora prawa rodem z Marrakeszu. W pamięć zapadła mi jego opowieść o słodyczy marokańskich cytrusów. Mohamed wzdrygnął się z niekłamanym obrzydzeniem i spojrzał z politowaniem, kiedy moja koleżanka stwierdziła, że wszak najlepsze pomarańcze pochodzą z Hiszpanii. Ponieważ od Mohameda lekko zawiewało fanatyzmem, to jego zachwytu nad rodzimym produktem nie potraktowałam poważnie. I przyznaję, że to był mój błąd... W ubiegłe wakacje miałam wreszcie okazję spróbować co to za cuda rodzi marokańska ziemia i zweryfikować słowa Mohameda. Moje kubki smakowe do dziś tęsknią za rozkosznym nektarem ukrytym pod postacią świeżo wyciśniętego soku z marokańskich pomarańczy. Podobnie zresztą jak za smakiem maleńkich słodkich winogron, które wsuwałam z Siostrzyczką na Krecie i francuskimi deserkami, dzięki którym wcielałam w życie maksymę, że "kochanego ciałka nigdy za wiele" ;) Oj, wcielałam z zapałem ;) A te holenderskie stroopwafle, czeskie knedliki, hiszpańskie jamón serrano, chorwackie espresso sączone przy plaży... Cóż począć, urodziłam się łasuchem i łasuchem pozostanę, a najbardziej na świecie zazdroszczę Makłowiczowi, że podróżuje, odkrywa, smakuje... A w ogóle to głodna coś jestem ;)
Christmas Snowmen Colorful Landscape Printables
1 dzień temu
śłodziak!
OdpowiedzUsuńŚlicznie dziękuję :)
UsuńWspomnienia z wakacji OH! Kiedy będzie ciepło. Cieplutki, milutki, do przytulenia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
A ja kupiłam hiacynta, który kwitnie jak wściekły, patrzę przez okno na słońce i błękitne niebo i udaję, że jest wiosna :)
UsuńJa też bym była pewna że hiszpańskie są najsłodsze to mi teraz smaku narobiłaś, ahh cóż by powiedział na to mój M. on uwielbia mandarynki, potrafi wciągnąć całe kilo w 15 minut i zawsze mnie nimi karmi hehe. Kiedyś na jakieś imprezie nieco wstawiony, nagryzał i smarował sobie nimi usta, zachęcając w ten sposób do słodkiego pocałunku, znajomi mieli ubaw po pachy a ja za to miałam nie lada wyzwanie. A słonik w bardzo cieplutkim kolorze
OdpowiedzUsuńDoskonale rozumiem słabość Twojego Męża do mandarynek. Mogłabym się żywić mandarynkami na przemian z arbuzem :)
UsuńSłonik na szczęście! Milutki!
OdpowiedzUsuńDziękuję Danielo, ja zachwycam się Twoją sakieweczką na biżuterię. Cudo!
UsuńJa to dzisiaj sajgonki z Lidla sobie zaserwowałam:)
OdpowiedzUsuńA słonik taki słoneczny:)
Bardzo, ale to bardzo lubię Lidlowe sajgonki. A moja połówka poszła na zakupy z okazji tygodnia azjatyckiego i wróciła bez moich sajgonek, ale z wielką paką chrupek wasabi, które sam uwielbia. Grrr ;)
Usuńsłodki optymistyczny słonik :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że tyle podróżujesz. Ja poza PL nie przebywałam :(
buziak
Nawet dziś rano o tych podróżach rozmawialiśmy, bo łazienka czeka na remont, drzwi i podłogi trzeba wymienić, balkon woła o pomstę do nieba itp., itd., ale stwierdzamy, że wolimy jeździć niż pięknie mieszkać. Trudno, remont musi poczekać ;)
Usuńsłonik super taki cieplutki...
OdpowiedzUsuńa co do jedzonka kochana to mam to samo codziennie coś nowego polecam ci kuchnię miesięcznik oj tam to są przepisy super...
Hej Elu, zbieram się, żeby naskrobać maila i ciągle brakuje mi czasu. Na gotowanie też mam go niewiele, więc najbardziej lubię robić dania szybkie i proste. Ale jeśli gotuje ktoś, to z miłą chęcią połakomię się na wymyślne potrawy :D Cwaniura ze mnie ;)
UsuńZazdroszczę tylu podróży :) mi było dane tylko Włochy pokochać, ale to już coś. Słonik fajny, takie żywe barwy :)
OdpowiedzUsuńJa byłam we Włoszech tylko raz, bo w 2005 r. udało mi się pojechać na pogrzeb naszego Papieża, ale chociaż byłam tam kilka dni, to w sumie nie pamiętam niczego z wyjątkiem uroczystości pogrzebowych na placu św. Marka. Trzeba się będzie wybrać któregoś razu, tym bardziej, że mamy z Wrocka tanie loty w tamte rejony ;)
UsuńFajny, takie optymistyczne barwy przybrał :) Przyda się trochę koloru, bo nadeszła zima zła :(
OdpowiedzUsuńEwelinko, baw się razem ze mną w udawanie, że jest wiosna :)
Usuńsłonik świetny! Choć za pomarańczowym kolorem nie przepadam, to u niego jakoś to.. pasuje :)
OdpowiedzUsuńTy o smakowitościach, a ja bez śniadania :D
Na Twoją cześć Moniś był ten zielony kilka postów wcześniej ;) Idź i zjedz coś kobieto, bo sama się robię głodna jak wspominasz o śniadaniu, choć dla mnie to będzie drugie śniadanie ;)
Usuńnie, no słoń na moją cześć :> jestem wzruszona. Tum bardziej, że piękny był :)
Usuńa teraz czas na kolacyjkę :)
Jak ja lubię tu wpadać od czasu do czasu i sobie poczytać coś ciekawego o 'wielkim świecie', fajnie piszesz, tak lekko i przyjemnie:))
OdpowiedzUsuńsłonik słodziachny!pozdrawiam
Jolutko, ubawiłaś mnie :) Siedzę w pracy na wsi, mieszkam na peryferiach Wrocławia z bażantami i kuropatwami :)Niedługo sama zacznę gdakać :)
OdpowiedzUsuńAle dziękuję za przemiłe słowa. Na komplementy jestem zdaje się równie łasa jak na kuchenne smakołyki ;)
Usuńzazdroszcze podrozy:-) dzieki pozytywnej energii slonika zagoscilo dzis sloneczku u mnie, mimo tego ze mroz na dworze straszny, to widok z okna mily:-)
OdpowiedzUsuńFreubelFee, jak dla mnieTy jesteś w podroży każdego dnia i to jeszcze w miejscu, które wydaje mi się wymarzone na zamieszkanie. Ja też Ci zazdroszczę...
UsuńAle szoczyszty! ;o) W sensie słonik ;o)
OdpowiedzUsuńŻe aż sztrach :D Szłonik znaczy :)
UsuńZapraszam Cię do odwiedzenia mojego blogu. Z okazji urodzin mojej mamy, rozdaję coś w prezencie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zaraz pędzę do Ciebie Iwonko :)
Usuńprawdziwa pomarańczka)))..a ja sobie chrupie migdały...ale tak jakos mi mało:)))
OdpowiedzUsuńHmm, natchnęłaś mnie tymi migdałami. U mnie zawsze są pokłady migdałów od kiedy sprobowałam tych prazonych w łupinach, więc chyba się dziś do nich dopadnę. Niestety suszonych jeść nie mogę, bo puchnę :)
UsuńCudak nie z tej zmieni w najlepszym tego słowa znaczeniu.
OdpowiedzUsuńHehe, dzięki :)
OdpowiedzUsuń